Upalne miasto 85

Drodzy Czytelnicy – pisanie to dla mnie jedna z form masowania szarych komórek, aby nie zanikły. Momentami jest to też dobra zabawa proszę więc nie oczekiwać zbyt wiele czyli traktować teksty z dystansem. Dziękuję.

Poprzednie odcinki można przeczytać przesuwając stronę. Czasem  w środę umieszczam tu recenzję książki lub opis prywatnych zdarzeń. Miłej lektury 🙂

************************************************************************

– Jak to dobrze, że można kupić karpia poporcjowanego na dzwonka a nie żywego dużo wcześniej i trzymać go w wannie do której czasem mydło wpadnnie – pomyślała Anna po przeczytaniu nowego tekstu na profilu „Zwierzęta są głupie…”.

KARP  (= rybka z wanny) to ryba wielu talentów. Jest gatunkiem obcym i smakuje paskudnie, ale za to wali mułem i wygląda okropnie. Z jakiegoś powodu ludzie uznali jednak, że odnajdzie się doskonale na wigilijnym stole obok bigosu, sianka z Carrefoura i 0,7 ciepłej wyborowej, bo goście przecież zawsze przychodzą spóźnieni.

Przygoda ludzi z karpiami sięga dalej niż nasze świąteczne zboczenia. Już 5000 lat przed aferą z Jezusem, hodowano go w Chinach, a później również w starożytnym Rzymie. Oryginalnie karp pochodzi właśnie z ciepłych wód Azji. Do Polski przywlekli go prawdopodobnie w XIII wieku cystersi, bo mieli dosyć żarcia co piątek rzeżuchy, a bobry nauczyły się już przed nimi uciekać. W polskich naturalnych zbiornikach wodnych rozmnaża się tylko rzeczna odmiana karpia, czyli sazan. Na naszych stołach królują jednak odmiany lustrzana i skórzana, które rosną grubsze, mają mniej łusek i serdecznie nie znoszą polskiej pogody.

Wszystkie karpie „domowe”, które można złowić na dziko, pochodzą z zarybień. Nasz wigilijny bohater tragiczny jest trzecią najczęściej wykorzystywaną w tym celu rybą na świecie. W Australii i Ameryce Północnej karpie wydostały się ze stawów hodowlanych jak w Uwolnić Orkę – Historia Prawdziwa i teraz wywierają zemstę na ludziach, zamulając im jeziora i rzeki.

Jak to zwykle bywa, głupi ma szczęście, więc karpia zemsta szkodzi najbardziej nie człowiekowi, a innym wodnym stworzeniom. Żerujący karp ryje w dennym mule jak dzik w trójmiejskim trawniku i podbija go do góry razem z różnymi wodnymi stworkami. Pokarm opada na dno szybciej od mułu, więc ryba oddziela go sobie w ten sposób od otoczenia. Niestety przy okazji woda staje się nieprzejrzysta, przez co stworzenia polegające na wzroku mają problemy, a i rośliny rosną gorzej w takich warunkach.

Na wolności karpie dożywają nawet 45 lat i mogą ważyć 35 kg przy długości do 120 cm. Nie znaczy to jednak, że jeżeli jakiegoś wypuścimy, to osiągnie takie gargantuiczne rozmiary. Wiecie, jak to mówią o niektórych, nawet jak pomogą, to zaszkodzą, jak trzymasz tę latarkę gówniarzu. Tak też jest niestety z osobami nawołującymi do uwalniania karpi. Po pierwsze niektórzy chcieliby je wypuszczać do morza. Dla słodkowodnej ryby, jaką jest karp, kąpiel w Bałtyku jest jeszcze gorsza niż dla człowieka i skończy się dość szybką śmiercią zainteresowanego.

Jeszcze gorzej może być jeżeli wypuścimy karpia ze sklepu do jeziora lub rzeki. Osłabiona marketowym Guantanamo ryba prawdopodobnie złapie infekcję, która zabije ją w ciągu kilku dni lub w pesymistycznym wariancie paru tygodni. Uwalniając karpie, skazujemy je więc na powolną śmierć, ale za to wpuszczamy do środowiska naturalnego różne ciekawe pasożyty, które na nich żerują. Tzw. gambit wigilijny porównywalny w skutkach z rozpoczęciem rozmowy o polityce w trakcie kolacji świątecznej. Dlatego nie wypuszczajmy karpi moi mili. Nie wkładajmy ich również do wanny, bo to czynność okrutna, nawet jeżeli nas już w niej nie ma. Generalnie lepiej się od karpia trzymać z daleka i zainwestować swoje kulinarne moce i chęć zniszczenia w gromadkę, płochliwych, ale jakże smacznych pierogów z kapustą a jeszcze lepiej z serem i ziemniakami.

Dzisiaj było trochę poważniej, ale pewnie w niedzielę wrzucę coś gratis (to uczciwa cena), od czego człowiekowi nie łzawią oczy jak karpiowi w Bałtyku. Więcej pożytecznych informacji o gatunkach obcych podaje Łowca Obcych, którego warto odwiedzić i od którego sam sporo dowiedziałem się o karpiach.

W czwartek przed świętami zastrajkowały w Anny pilocie dwa klawisze – głośniej-ciszej oraz całkowite wyciszanie. Zmieniła baterie ale nie poskutkowało. Wpisała więc pytanie w Google ale rada, aby rozebrać sprzęt i go wyczyścić jakoś ją nie przekonała. Zadzwoniła więc do dostawcy TV/Internetu, mają tam Maję SI, która pyta o co natrętowi chodzi. I podaje rady tak szybko, że nie da się ich ani zapamiętać, ani zapisać. Wysłała też sms z linkiem, który ma zawierać pomoc ale nie zawierał, bo nie wziął pod uwagę takiego przypadku. Właściwie jedyną sensowną podpowiedzią w Internecie było stwierdzenie, że te klawisze są najczęściej używane i wyrabiają się, czyli przestają funkcjonować. Zadzwoniła drugi raz do dostawcy mediów i Maja zrozumiała, że potrzebna jest pomoc człowieka. Konsultantka po rozmowie stwierdziła, że trzeba wymienić pilota i podała gdzie można, od ręki, to załatwić. Wprawdzie Anna miała inne plany na ten dzień ale  w myśl powiedzenia „trudno, świetnie, wręcz fatalnie” postanowiła nazajutrz jechać i załatwić sprawę. Aż tu nagle przy kolejnym naciśnięciem klawisze zadziałały. No, cud!

 Oby tylko w czasie świąt awaria się nie powtórzyła – zażyczyła sobie taki prezent.

Stalker diabeł – stróż nie odpuścił jednak. Zaczęła migać nocna lampka zapięta na klips do regału. Seniorka odpięła ją, aby dokręcić żarówkę. Dokręcała i dokręcała, i dokręcała ale bez efektu, bo żarówka wciąż wypadała. Okazało się, że odpadła połowa oprawki i klops, niesmaczny dość.  Gdy się okazało, że części nie można do siebie dokleić Anna przyniosła lampkę nocną z łazienki gdzie od dawna oryginalna lampa naścienna nie jest używana, bo włączenie wysadza korki.

Ta lampka nie ma klipsa trzeba ja było postawić na dwóch pudełkach, aby spełniła swoją funkcję choć niedoskonale.

– Muszę jednak kupić taką z klipsem ale jak na złość zlikwidowano, na naszym osiedlu sklep z takimi akcesoriami. Mi na złość, oczywiście – pomyślała.

Mydło, które spadło z wanny i złośliwie się schowało za rurą dołączyło do serii zdarzeń pod tytułem: „diabeł w pełni sił i inwencji twórczej”. Podobnie jest złośliwy jak jemioła.

JEMIOŁA = dendro wampir

Żaden inny kawałek flory poza kolczastą i osypującą się w dwie milisekundy po wigilii choinką, nie oddaje tak dobrze atmosfery świąt Bożego Narodzenia jak jemioła. Jemioła jest bowiem rośliną pasożytniczą. Wysysa z drzewa, na którym rośnie wodę oraz sole mineralne, jak walka o ostatni kartonik barszczu z krakusa energię ze mnie przedwczorajszego wieczoru w markecie.

Jej owoce są toksyczne jak atmosfera międzypokoleniowej kolacji kiedy ktoś wspomni, że w końcu będziemy mieli woln(iejsze) media publiczne. No i nie zapominajmy, że jest międzynarodowym symbolem molestowania na imprezie świątecznej w zakładzie pracy.

Niektóre gatunki jemioły strzelają nasionami, jak rodzicie pytaniami o wnuki między kolejnymi daniami. Ciśnienie wody w jej owocach (jemioły, nie mamy i taty) rośnie tak długo, aż eksplodują, wysyłając nasiona z prędkością 80 km na godzinę w stronę kolejnego drzewa. Z tej przyczyny wziął się zwyczaj całowania pod jemiołą, która symbolizuje miłość atakującą serce, by wyssać z niego wszystkie soki, a potem strzelić trującymi nasionami i stąd się z kolei biorą niemowlaki.

Według nordyckiej mitologii natomiast zaczęło się od morderstwa jednego z bogów, a konkretnie Baldura. Jego mama, Frigg sprawiła, że wszystkie rośliny, zwierzęta i obiekty nieożywione dały słowo skauta, że nie zrobią mu krzywdy. No, ale niestety zapomniała o jemiole. Loki jednak pamiętał i przekonał podstępem ślepego boga Hodura, żeby zaciukał brata, czyli Baldura włócznią lub strzałą z drewna jemioły. Baldur zmarł, a ludzie zmarźli, bo jego śmierć sprowadziła na ziemię zimę, jako że był bogiem światła, wiosny i w ogóle wszyscy go bardzo lubili. Potem już tradycyjna zapowiedź zmartwychwstania i Frigg robi z jemioły świętą roślinę, a ludzie zaczynają się pod nią ślimaczyć, żeby oddać cześć denatowi.

Jemioła po angielsku: to mistletoe co w starosaksońskim znaczy dosłownie gówno na gałęzi. Wzięło się to stąd, że starzy Saksoni zauważyli, że jemioła wyrasta często z miejsc, w którym ptaki ulżyły sobie na drzewo (nasionami jemioły). Być może właśnie stąd i z historii o truchle Baldura da się wywieść rodowód najstraszliwszej broni na każdym podwórku, czyli kupy na kiju.

2 myśli na temat “Upalne miasto 85

Dodaj komentarz