Poprzednie odcinki można przeczytać przewijając stronę. Co drugą środę zamieszczę recenzję książki. Miłej lektury 🙂
*****************************************************
Karol siedział sfrustrowany głaszcząc pupila i rozmyślając jak by zmusić macochę do szybkiego działania w celu go dofinansowania.
Wstał z fotela ostrożnie kładąc Felka na ogrzany swoim ciepłem mebel i przeszedł do łazienki. Obejrzał się w lustrze, uznał, że nieogolony i nieuczesany wygląda świetnie, założył wczorajszą koszulkę, spodenki do kolan i sandały z wyprzedaży. Wyprężył wąską klatę i zadowolony z siebie bardzo wszedł do kuchni. Tam otworzył lodówkę, wyjął piwo i chipsy. Stojąc wypił i zagryzł a kot wszedł miaucząc ponaglająco.
– Jasne, jedzonko dla Jaśniepana obowiązkowo dostarczone być musi – powiedział wyciskając z saszetki pokarm. Pogłaskał kocurka, nalał świeżej wody do drugiej miseczki i powiedział:
– Idę do tej małpy, może wydębię jakąś kasę.
Z przedpokoju wyciągnął rower pamiętający PRL i pełen nadziei na lepsze jutro udał się w drogę na drugi koniec miasta.
Po godzinie prawie osiągnął cel, jeszcze tylko jeszcze skręcił w prawo i zatrzymał się przed furtką. Nacisnął dzwonek, raz, drugi, trzeci ale bez efektu.
– Tak być nie będzie – zacytował bohatera telewizyjnego serialu. Postanowił okrążyć posiadłość i znaleźć najsłabsze ogniwo ogrodzenia.
Trochę szedł, trochę się skradał, trochę przeklinał bo nie lubił się wysilać. W końcu znalazł wyłamany szczebel ogrodzenia i przecisnął się wraz z rowerem. Rozejrzał się i uznał, że jest blisko tarasu, musiał tylko przedrzeć się przez kępę kolczastych róż, które podarły mu odzienie.
– O nie! – wykrzyknął. Moje najlepsze spodenki. Dobrze choć, że z boku a nie z przodu – pocieszył się idąc powolutku.
Dotarł do tarasu na którym stał komplet ogrodowych mebli. A stolik zastawiony był jedzeniem i piciem. Karol nigdy nie gardził darmochą, więc usiadł w wiklinowym fotelu i zabrał się do pałaszowania świeżutkich rogalików dodając do nich masła i miodu. Do filiżanki nalał kawy z dzbanka – termosu i wyciągając przed siebie nogi westchnął zadowolony.
– Takie życie to ja lubię – stwierdził sięgając po sok grejfrutowy.
– A ty co tu robisz? – usłyszał głos macochy.
– Jem, nie widzisz? – odparł nieskonfundowany pasierb.
– A już won mi stąd! – usłyszał.
– Jeszcze czego! Twoje róże podarły mi spodenki. Żądam odszkodowania!
– A coś ty robił w różach? Ktoś cię tu w ogóle prosił?
– Nie otwierałaś furtki to sobie inaczej poradziłem – dumnie pochwalił się swoją zaradnością.
– No to muszę sprowadzić fachowca, żeby sprawdził ogrodzenie, tyle z tego dobrego.
– Widzisz jaki jestem przydatny, mogłabyś to mi wynagrodzić brzęczącą monetą lub chociaż codziennymi posiłkami.
– Jak cię znam wolałbyś banknoty o wysokim nominale.
– Pewnie, że bym wolał. Moneta to przenośnia.
– Dosyć tych pogaduszek, spadaj!
– A co? Zaraz przyjdzie kochanek czy kosmetyczka z zastrzykiem oraz przystojny masażysta? – zakpił Karol.
– Nie twoja sprawa. Pilnuj swego nosa.
– Pójdę jak dostanę trochę kasy. Kot mi głoduje – manipulacje nie były gościowi obce.
– Masz tu pięćset złotych i już cię nie ma! – wkurzona Barbara wyciągnęła z torebki pieniądze i wetknęła je nachałowi do kieszonki.
– Idę, już idę! – powiedział pasierb powoli wstając i brzoskwinię dogryzając.
Zszedł z tarasu, ujął rower za kierownicę i noga za nogą skierował się w stronę furtki.
Blisko domu minął faceta z bicepsami i pachnącego olejkami do masażu. W pewnym odstępie za nim energicznym krokiem szła kobieta z torbą wyglądającą na lekarski sakwojaż.
– Baśka pogotowie remontowe pewnie wezwała – pomyślał Karol zamykając furtkę.
W baśkowym gabinecie odnowy składającym się z pokoju kąpielowego, kosmetycznego i treningowego rozpoczął się ulubiony rytuał pani domu. Dwa razy w tygodniu masaż ciała i twarzy, codzienne ćwiczenia z osobistym trenerem oraz, w pewnych odstępach czasu, zastrzyki wypełniające zmarszczki.
Gdy kosmetyczka już zrobiła swoje i wyszła leżąca Barbara zapytała:
– Jak się panu wiedzie Pawełku? Wszystko dobrze?
– No właśnie, nie za bardzo. Wypowiedziano mi mieszkanie i nie mam gdzie się podziać.
– To może tutaj pan zamieszka, mam wolny pokój gościnny.
– A co na to pan Wiesław?
– Och, jakoś sobie z nim poradzimy – lekceważąco machnęła ręką masowana pacjentka.
– Ja bym na jego miejscu nie odpuścił.
– Pan jest młody, przystojny i pełen werwy. A Wiesiek, cóż – ma swoje lata i ograniczone możliwości. Wyprowadzi się do pokoju nad garażem a jak mu się nie spodoba to jego problem.
Ewa wyszła ze swojego gabinetu kosmetycznego odbierając telefon.
– Tak, jestem już wolna. Na ile i za ile? Noc, to znaczy od siódmej wieczorem do siódmej rano dwadzieścia tysięcy. Nie, nie mam promocji. No to będę za godzinę.
Włożyła smartfona do torebki i zdążając w kierunku zaparkowanego niedaleko auta parsknęła:
– Promocja, też coś! Co to ja jestem serek z Biedronki?
Wsiadła do auta i pojechała na umówione, nie bezinteresowne spotkanie.
Anna też była umówiona. Z czwórką znajomych, od lat, oddawali się hazardowi grając w pokera. Na pieniądze, wprawdzie sumy nie były wielkie ale w ciągu popołudnia i wieczora potrafiła wygrać sto złotych. Rzadko przegrywała bo pokerowe miny miała. Spotykali się raz w tygodniu, naprzemiennie w swoich domach, mieszkali bowiem na jednym osiedlu. A wygrane pieniądze przejadali w najbliższą sobotę lub niedzielę w osiedlowej restauracji. Mieli więc trochę emocji i przyjemności. Bo nie zamierzali starzeć się z godnością.
Grając popijali co kto lubił – wodę, sok, kawę, herbatę a nawet piwo. Wprawdzie od piwa głowa się kiwa a czasem i rozum ale piwosze to lekceważą.