Upalne miasto 30
Drodzy Czytelnicy – pisanie to dla mnie jedna z form masowania szarych komórek, aby nie zanikły. Momentami jest to też dobra zabawa proszę więc nie oczekiwać zbyt wiele czyli traktować teksty z dystansem. Dziękuję.
Poprzednie odcinki można przeczytać przesuwając stronę. Co drugą środę umieszczam tu recenzję książki lub opis prywatnych zdarzeń. Miłej lektury 🙂
*******************************************************
Karol nabył rower i bardzo z siebie zadowolony dodał do niego odpowiednią torbę do przewożenia Felka. Kask już miał.
– Może mu się spodobają takie spacery? – pomyślał wybierając fason i kolor torby, zdecydował się na czerwono – zieloną kratkę.
Jesień akurat fundowała ludziom słoneczną pogodę, więc duet Karol – Felek wybrali się zwiedzać przyrodę. Bez kalania łona natury. Pan Kot nie był płochliwy tylko nadzwyczaj cierpliwy. I ciekawy świata. Urodził się w kanciapie na przybibliotecznym podwórku i cały zapchlony trafił do opiekunki, która, po wyleczeniu, przekazała go w ręce Karola. Ten nawet się nie bronił zadowolony, że to nie pies i że nie trzeba go wyprowadzać.
Wieczorem w Internecie znalazł wiersze Franciszka Klimka, autora specjalizującego się w poezji o kotach.
Czego potrzeba kotu
Kotu potrzeba niewiele:
Pogłaskać go tylko w niedzielę,
w poniedziałek, wtorek i w środę
leciutko podrapać go w brodę,
w czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić się trochę z kotem
i w niedzielę – znów niewiele.
A jeśli ci się uda
pokochać go troszeczkę
i tym co mu smakuje
napełnisz mu miseczkę
i mocno postanowisz
nie oddać go nikomu
i zgodzisz się by czasem
porządził trochę w domu,
to zauważysz potem
(to zresztą przyjdzie z wiekiem),
że będąc bliżej z kotem,
jesteś bardziej człowiekiem.
Przeczytał tekst Panu Kotu, który miaukiem potwierdził prawdziwość spostrzeżeń autora i wskoczył na kolana swego niewolnika domagając się należnych czynności i zachwytów.
W sklepie zarządzanym przez Jadwigę stanął automat herbaciano -kawowy. Właścicielka i kierowniczka nie były zdecydowane na konkretny napis zamówiły więc u Karola kilka. Każdy wisiał przez tydzień.
– Najpierw kup ubranie, potem skup się na kawie!
– U nas zawsze: dobry zakup i dobra kawa.
– Wybierz towar, zapłać kartą, wypij kawę.
Także krótszą tego wersję:
– Wybierz, zapłać, wypij.
– Kieckę kup, potem kawę/herbatę chlup.
– Torebka kupiona, kawa zaparzona.
– Po pierwsze zakup, po drugie kawa, po trzecie dobry humor.
– Bluzka nabyta, kawa wypita. Zapraszamy ponownie.
Pod każdym umieszczono drobnym drukiem: Po zapłaceniu trzystu złotych kaw/herbata gratis. Woda zawsze.
Maciej, klient erotyczny, któremu Ewa zamiast seksu niegdyś zafundowała dobre rady, zaprosił ją do przytulnej knajpki gdzie wcześniej zamówił stolik. Przyjechał po nią autem pod uczelnię. Otworzył drzwi samochodu a w lokalu wejściowe. Zapytał na którym krześle chce siedzieć i nie szurając odsunął mebel.
Kelnerka podała kobiecie menu bez cen mówiąc:
– Paniom zawsze taką kartę dajemy.
– Bardzo dobrze, kobieta od razu może sprawdzić czy mężczyzna jest skąpy – zaśmiał się Maciej błyskając pełnym uzębieniem. I nie pozwalając towarzyszce zerknąć na kartę z cenami. Wyłączył też telefon przy okazji prezentując zadbane dłonie.
Masz u mnie plus – pomyślała Ewa.
Wybrała to co lubiła najbardziej, szczególnie wieczorem, czyli smacznie ale lekko. Albowiem dolegliwości gastryczne nie były jej ulubionym stanem.
Rozmawiali o jej studiach, ustalili, że mają podobne poglądy na politykę i religię. On wolał psy, ona koty. Rozbieżności były też w zakresie muzyki, rodzaju literatury oraz filmów. Oboje nie lubili horrorów. Ale okazało się, że mają podobne poczucie humoru.
O przeszłości nie wspominali.
Po dwóch godzinach Maciej zapłacił telefonem.
Wstając od stolika kobieta zaproponowała:
– Może się przejdziemy, wieczór taki piękny.
– Wybacz moje złoto ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą – mężczyzna zacytował koniec wiersza Juliana Tuwima „Spóźniony słowik”.
– Bardzo trafny cytat – pochwaliła go towarzyszka. Dziękuję za spotkanie, posiłek i spacer.
– Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze? – spytał Maciej zatrzymując auto przed blokiem Ewy.
– Proszę do mnie zadzwonić za kilka dni, mam dużo zajęć na uczelni i w salonie.
– Czyli jak przyjdę do fryzjera, na manicure, pedicure i zabieg kosmetyczny to zawsze panią zastanę?
– Ha, ha, ha – bardzo sprytnie – zaśmiała się Ewa. Proszę zadzwonić do mnie, umówię pana z pracownicami na termin gdy ja też tam będę. Dobranoc.
Wysiadła z auta i pomachała mu przed wejściem do bramy.
– Do zobaczenia – odpowiedział Maciej i powoli odjechał.
Anna postanowiła kontynuować molestowanie kulinarnie swego sąsiada. Z nabytego w sklepie dobroczynnym kawałka materiału w owocowy wzór uszyła mu fartuch kuchenny. A z pozostałych skrawków rękawicę i łapkę.
– Muszę wymyślić jakiś pretekst do obdarowania go – postanowiła. Kiedyś przecież musi mieć urodziny i imieniny. A do Mikołaja za daleko.
Przejrzała kalendarz i znalazła bardzo bliski termin – 4 listopada. Zupełnie jakby ściągnęła go myślami bo zadzwonił;
– Pani Anno, przeglądałem te przepisy od pani. Chciałbym upiec placek drożdżowy ze śliwkami i kruszonką.
– Wow, ambitnie! Ale do odważnych świat należy. A ma pan wszystkie składniki?
– Tak, kupiłem nawet świeże drożdże.
– I chce to pan teraz wykonać?
– Jeśli pani ma czas…
– Akurat mam. Ale wiesz, że wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową?
– Wiem, wiem.
– To wybij do miseczki dwa jajka, niech się ocieplą, bo pewnie trzymasz je w lodówce? Sprawdź ich temperaturę za 20 minut wkładając palec, czysty!
– Ha, ha, ha – jakbym słyszał mamę: Lolek umyj ręce! Lolek dlaczego wracasz z podwórka taki brudny? Lolek skaranie boskie z tobą!