Drodzy Czytelnicy – pisanie to dla mnie jedna z form masowania szarych komórek, aby nie zanikły. Momentami jest to też dobra zabawa proszę więc nie oczekiwać zbyt wiele czyli traktować teksty z dystansem. Dziękuję.
Poprzednie odcinki można przeczytać przesuwając stronę. Co drugą środę umieszczam tu recenzję książki lub opis prywatnych zdarzeń. Miłej lektury 🙂
******************************************************** ************
Zmywanie Anna zostawiła Karolowi i zapukała do mieszkania Ewy.
– Zjedliśmy z Karolem obiad, udał mu się rosół, teraz zmywa.
– A ja przyniosłam kolejne opowiadanie mojej klientki. Takie trochę niesamowite.
– Ale bez duchów, zombie i trupów? – upewniła się Anna.
– Bez, bez, trochę zabawne jest nawet.
– Dobrze, to dawaj. Przeczytam zaraz, bo Karol czeka na naleweczkę.
– No, tego to on na pewno nie odpuści – zakpiła wnuczka.
– Bardzo dobrze się spisał w kuchni więc to będzie dla niego nagroda.
– To ja u ciebie przygotuję kieliszki i karafkę a ty czytaj.
Koncert
Sala domu kultury miasteczka była wypełniona tylko w czwartej części ponieważ słuchacze siedzieli, zgodnie z wymaganiami czasu pandemii, co drugie krzesło. Każdemu przed wejściem na salę sprawdzono temperaturę ciała i kazano podpisać oświadczenie dotyczące stanu zdrowia. Koronawirus grasował i nie odpuszczał jak hordy dzikich najeźdźców. Nie potrzebował Dżingis chana, Tuhaj – beja ani innego dowódcy. Nie musiał inwestować w broń ani mundury dla swojej armii. Niewidoczny gołym okiem był groźny jak wszystkie dotychczas wynalezione środki rażenia razem wzięte.
Fortepian stał na podwyższeniu stanowiącym część sali teatralnej. Lśnił szlachetną czernią i napisem Calisia.
Zza kulisy wyszedł młody pianista, ukłonił się publiczności i usiadł przy instrumencie. Jego blond czupryna i biała koszula odbijały światło reflektora. Czarne spodnie i kamizelka harmonizowały z barwą instrumentu. Muzyk kilkakrotnie poruszył palcami obu rąk i zaatakował klawiaturę nokturnem Chopina.
Po chwili w prawym rogu sali rozległ się głośny dzwonek telefonu komórkowego. Dzwonił i dzwonił. Pianista nie zważając na nic kontynuował granie. Wreszcie komórka umilkła. Po minucie kolejny telefon oznajmił swoją obecność i pracowitość. Właściciel szeptem długo opowiadał gdzie jest, opisał salę, publiczność i lekceważąco osobę grającego.
– E, wiesz, to taki szczeniak. Syn mojej siostry to obiecałem przyjść. Nudzi mnie to, wolę koncerty Zenka. Dobra, już kończę.
Za chwilę telefon zadzwonił w ostatnim rzędzie. Kobieta długo szukała go w torebce a gdy znalazła upuściła na podłogę. On ciągle dzwonił. Właścicielka uklękła w przejściu macając na oślep podłogę wokół krzeseł. Dzwonek nieprzerwanie i uparcie grał piosenkę „Zakręcona, zakręcona”. Obecni na sali przestali zwracać uwagę na pianistę, wszyscy już byli wkręceni w kibicowanie kobiecie poszukującej zguby.
Pianista bez komentarza przerwał grę, wstał i opuścił salę. Nikt tego nie zauważył. Telefon przestał brzęczeć ale nadal było słychać dźwięki nokturnu. Klawisze same się poruszały a fortepian powoli przesuwał się w stronę krzeseł i publiczności.
W pierwszym rzędzie siedział burmistrz w ślubnym za ciasnym garniturze a obok niego małżonka wystrojona w błyszczącą suknię oraz liczną biżuterię. Dwójka ich nastoletnich dzieci odziana była w modnie podarte dżinsy. Obok siedzieli radni i lokalni biznesmeni. Każda z tych osób inaczej rozumiała pojęcie elegancji. Na szczęście nikt polecenia: ubierz się w niedzielną odzież nie zrozumiało, że może to być piżama.
Fortepian niebezpiecznie zsunął się ze sceny i zawisł nad nimi.
– Uciekajmy – szepnęła burmistrzowa brzęcząc bransoletkami.
– E, nie – to są jakieś sztuczki, zostańmy, bo potem się będą z nas śmiali. Może tak było zaplanowane – powiedział małżonek ocierając pot z czoła kraciastą chustką do nosa.
Ich nastoletnie dzieci dostały ataku śmiechu, włączyły smartfony i wszystko nagrywały świetnie się przy tym bawiąc.
– Damy to na wszystkie media społecznościowe – zobaczysz jacy staniemy się sławni – powiedział braciszek do siostry.
– Noo – odpowiedziała inteligentnie dziewczyna nie przestając nagrywać i żuć gumy.
Radni siedzący na bocznych fotelach rzędu powoli chyłkiem umykali z sali.
Fortepian nadal grając leciał w stronę pierwszego dzwonka telefonu i nogą zawadził o młodego właściciela, który zdołał się uchylić. Instrument zawrócił i ponownie zaatakował młodzika. Ten zdenerwowany zrejterował wykrzykując przekleństwa i pogróżki.
Fortepian przeleciał do gadatliwego wujka pianisty i solidnie uderzył go kanciastym bokiem. Mężczyzna zawył z bólu i zrywając maseczkę z twarzy krzyknął:
– Co jest? To jakieś żarty? Ktoś mi za to odpowie!!!
Unikając ponownych uderzeń wybiegł z sali depcząc ludziom po nogach. Brzydkie wyrazy powtarzając po kilka razy.
Instrument przestał grać i cichym lotem skierował się w stronę kobiety w ostatnim rzędzie, która klęcząc nadal szukała telefonu. Nie widziała co się dzieje wokół więc gdy spróbowała wstać okazało się, że coś dużego i ciężkiego ją blokuje. Przeczołgała się do końca rzędu, próbowała ponownie stanąć pionowo ale dostała bokiem fortepianu i padła zemdlona. Mąż próbował ją cucić uderzając mocno w twarz. Ocknęła się i powiedziała:
– Nie bij tutaj. Wystarczy, że robisz to w domu.
– Cicho, kretynko, trzeba było wyłączyć telefon. Tyle razy ci to mówiłem. Ale do ciebie, jak zwykle nic nie dociera. Wstawaj i wychodzimy.
Podparł ją i postawił na nogi. Chwiejąc się trochę kobieta wyszła na korytarz, by tam znowu osunąć się na podłogę.
– To sobie leż jak lubisz – powiedział opiekuńczo małżonek i opuścił budynek.
– Ja pani pomogę – powiedziała jedna z radnych pomagając kobiecie wstać. – Może zadzwonię po pogotowie? – zapytała.
Poszkodowana skinęła głową i tylko szepnęła:
– Proszę.
Publiczność na sali osłupiała i ze zdziwienia została na miejscach oprócz kilku szybkich radnych.
A fortepian spokojnie przepłynął w powietrzu nad nimi i osiadł na scenie. Zza kulis wyszedł pianista, usiadł i bez słowa zaczął grać uśmiechając się do siebie.