Opowiadanie to napisałam na konkurs ogłoszony przez „Stowarzyszenie 50+”. Nie nagrodzono mnie ale tekst ukazał się w zbiorze „Opowiedz o miłości. Opowiadania”. Każdy z autorów otrzymał, bezpłatnie, tę książkę. To jedyne moje opowiadanie o tym uczuciu, bo romanse to nie moja bajka. 😉
**********************************************************************
Kwietniowa niedziela zapraszała, aby ruszyć nie tyle w Polskę co w plener. Na osiedlu gdzie mieszkała młoda duchem i zaokrąglonym ciałem emerytka Waleria były dwa miejsca do pospacerowania, posiedzenia i pooddychania świeżym powietrzem. Bezpłatny park i wymagający nabycia biletu wstępu Ogród Botaniczny.
Tym razem Wala postanowiła finansowo zaszaleć i iść do Ogrodu. Włożyła wiosenną kurtkę, owinęła szyję pomarańczowym szalem, do termicznego kubka nalała gorącej, wcześniej zaparzonej liściastej herbaty, a do torebki zapakowała papierowe serwetki wraz z dużym kawałkiem, upieczonego przez siebie, drożdżowego placka.
Wejściem od ulicy noszącej miano autora „Trylogii” przeszła w główną alejkę ale zaraz skręciła w prawo. Po paru krokach, zanim nasyciła oczy stokrotkami, fiołkami, tulipanami i magnoliami, zobaczyła mężczyznę siedzącego na ławce, grającego na gitarze i cicho nucącego piosenkę Beatlesów. Nie wyglądał ani jak Paul McCartney, ani jak John Lennon, Ringo Starr czy George Harrison. Sześćdziesięciolatek z siwą czupryną i w okularach lenonkach miał na sobie dżinsowy komplet, spodnie i kurtkę, a spod niej wystawał podkoszulek z podobizną kota.
Wali bardzo spodobała się ta scenka i zapytała:
– Czy mogę zrobić panu zdjęcie?
Mężczyzna podniósł głowę i nie przerywając grania zapytał:
– Ale po co?
– Bo tak malowniczo pan wygląda, że nie mogę się oprzeć.
– Okoliczności przyrody są rzeczywiście piękne – stwierdził rozglądając się. Proszę usiąść przy mnie. Jeśli lubi pani taką muzykę to będę grał, a jeśli nie to porozmawiamy lub pomilczymy razem – zaproponował.
– Może najpierw coś zjemy i wypijemy?
– Przyniosła pani alkohol? – zdumiał się muzyk.
– Ależ skąd! – zaśmiała się tak głośno, że wróbelek wydziobujący coś z trawy, przerażony odfrunął.
Wyciągnęła z torebki kubek z herbatą, dwa papierowe talerzyki, serwetki i ciasto. Dodała do tego papierowy kubek albowiem zawsze była przygotowana do częstowania.
– Wiedziała pani, że mnie tu spotka? – zapytał lekko zdziwiony miłośnik angielskiego zespołu.
– Ha, ha, ha – zaśmiała się Wala perliście. Lubiła się śmiać, nawet sama z siebie. Nie, po prostu zawsze gdy zabieram ze sobą jedzenie i picie to w takiej ilości, aby głodnego czy choćby chętnego poczęstować.
– Jeszcze nie spotkałem takiej kobiety – powiedział. Pani mi się bardzo podoba.
– Czy na zasadzie, że do serca mężczyzny najłatwiej trafić przez żołądek? – zapytała z odrobiną ironii.
– Trochę tak, ale przecież to znaczy, że ma pani dobre serce i nie jest skąpa. I to mi się podoba. Z wyglądu także – dodał szybko.
– No, ma pan szczęście, bo mogłam pomyśleć, że chodzi tylko o darmowy wikt, a może i opierunek.
– I tu się pani zdziwi. Umiem gotować a nawet piec. Mam gdzie mieszkać i nawet wiem jak uruchomić pralkę.
– Brawo! To jest pan prawie ideałem ale pewnie ma pan żonę, czworo dzieci i dziesięcioro wnuków i ucieka pan od nich gdy tylko się da.
– Zdziwi się pani ponownie, żona wymieniła mnie na lepszy model, a dorosłe dzieci są na stałe za granicą.
– To musi być panu smutno?
– A wie pani, że nie. Lubię ciszę i spokój. Trochę jeszcze, mimo emerytury, pracuję, jestem w miarę zdrowy, mam paru znajomych, to mi wystarczy.
– Szczęśliwy z pana człowiek – stwierdziła Wala.-
– Nie narzekam.
– Słusznie, na narzekanie szkoda czasu i energii – przytaknęła parkowa współimprezowiczka.
Po zjedzeniu ciasta i wypiciu herbaty zaproponowała:
– Może się przejdziemy? Trzeba się trochę ruszać.
– Ma pani rację, nie tylko jedzeniem i muzyką człowiek żyje. Ruchem i oddychaniem także.
Spacerowali powoli obserwując przyrodę i chwilami zerkając na siebie. Gdy spotkali się wzrokiem uśmiechali się trochę spłoszeni. Po okrążeniu całego ogrodu przysiedli na ławeczce przy drzewie Jana Miodka.
– Proszę coś zagrać – poprosiła.
Tym razem były to piosenki, niedawno zmarłego, Krzysztofa Krawczyka.
Parę osób stanęło słuchając mini koncertu. Po każdym utworze rozlegały się oklaski a Wala gładziła mężczyznę po ramieniu.